NajPRościej jak się da
Inspiracja do tego wpisu przyszła z kompletnie niespodziewanej strony, no bo kto by pomyślał, żeby na bloga o komunikacji pisać tekst o wyjściu na pizzę? Ale do rzeczy.
Postanowiliśmy z rodziną zjeść obiad na mieście. Wybór padł na jedną z pizzerii, o której słyszałem wiele pochlebnych opinii.
Po odczekaniu paru ładnych chwil w kolejce usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy cztery pizze. Jakież było nasze zdziwienie, gdy kelnerka przyniosła nam trzy pizze i jedną pastę (okazało się, udało nam się zmylić kelnerkę, ponieważ nazwa jednej z past jest bliźniaczo podobna do jednej pizz). Ale to, co najbardziej interesujące, miało się dopiero wydarzyć.
Nasze długo oczekiwane pizze okazały się kawałkami cienkiego jak papier ciasta, w dodatku wyglądającego na niedopieczone. Poproszona do stolika pani kelnerka popatrzyła na nas z pobłażaniem, krótko rzuciła: „pizza neapolitańska” i oddaliła się do swoich obowiązków. Niestety pomimo naprawdę pysznych dodatków, lokal opuściliśmy niepocieszeni.
Cała ta sytuacja nie dawała mi jednak spokoju i po powrocie do domu zapytałem Wujka Google o pizzę neapolitańską. Odpowiedź znalazłem na stronie jednej z restauracji, specjalizującej się w tym rodzaju pizzy. Bo — jak się okazało — jest to specjalny jej rodzaj, wyrabiany oczywiście w okolicach Neapolu. Na stronie restauracji, napisano krótki przewodnik dla potencjalnych klientów, gdyż Ci są często niemile zaskoczeni, zresztą tak jak my, gdy dostają zamówione danie.
A więc od strony kulinarnej wszystko było w jak najlepszym porządku. Tylko od razu nasunęło mi się pytanie: dlaczego w takiej kryzysowej sytuacji, panie kelnerki nie potrafią zakomunikować tego, co najważniejsze? Skoro jedna z restauracji pisze krótki przewodnik, bo klienci często oczekują czegoś innego, niż to co dostają na miejscu, to podejrzewam, że w tej również nie byliśmy odosobnionym przypadkiem. A najważniejszą informacją, którą należało nam przekazać, była ta najbardziej podstawowa. Że to jest specjalny rodzaj pizzy.
W komunikacji zapominamy czasem o podstawowych sprawach dotyczących problemu. Czujemy się w swoich tematach ekspertami i wydaje nam się, że pewne rzeczy są tak oczywiste, że każdy powinien o nich wiedzieć. Rzeczywistość jest jednak taka, że osoba po drugiej stronie może nie mieć elementarnej wiedzy na dany temat.
Próbujemy też rozwiązać problem od środka, a nierzadko, co gorsza od samego końca, gdy tymczasem, często wystarczy sięgnąć do najbardziej podstawowych informacji, by bardzo szybko uporać się z kryzysem.
Pamiętajmy, że często bywa tak, jak z niedziałającym komputerem. Na początku zawsze sprawdzamy, czy jest podłączony do gniazdka 😊
- Konrad Kotlarski
- research
- k.kotlarski@neuron.pl
- Neuron Agencja Public Relations